sobota, 2 marca 2013

Chcę żebyś został.

Obudziłam się przez dudniący o szyby deszcz. Chwilę leżałam zatapiając się w miękkiej pościeli, która pewnie jeszcze pamięta wspomnienie minionej nocy. W mieszkaniu panowała zupełna cisza, jakby nikogo tam nie było. Na szafeczce obok łóżka nadal leżał jego zegarek, pewnie jest w kuchni i pije tą okropną kawę, której zapachu tak bardzo nie znoszę. Niechętnie wstałam z łóżka i zatopiłam stopę w miękkim beżowym dywanie, który każdego ranka przywracał mnie do żywych. Delikatnie dotknęłam dłonią czarnej klamki, za której pomocą otworzyłam ciężkie białe drzwi. Przeszłam cichutko przez korytarz i po chwili stanęłam w progu kuchennych drzwi. Stał oparty o stół, z czarnym kubkiem w ręku i oglądał panoramę Dortmundu, którą genialnie było widać z okien mojego mieszkania. Podeszłam do niego i dotknęłam ręką jego dłoni. Mały uśmiech wkradł mu się na twarz, lecz po chwili znowu wyglądała ona zbyt spokojnie, jakby bez emocji. Stanęłam na palcach i delikatnie pocałowałam go w policzek, mocno przyciągnął mnie do siebie, a jego ręce oplotły mocno moją talię. Chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, by po chwili zatopić się w kolejnym pocałunku. Czułam się bezpiecznie, jakby nic nigdy nie miało mi się stać, położyłam głowę na jego klatce piersiowej i wsłuchiwałam się w bicie jego serca. Biło troszkę szybciej, lecz powracało do swojego normalnego funkcjonowania. Kolejną chwilę zatracenia i rozkoszy przerwał dzwonek telefonu, ta znienawidzona melodia, która obwieszczała, że dzwoni Daniel. Zaśmiał się, pocałował mnie w skroń i po bardzo krótkiej chwili zebrał się, i opuścił moje mieszkanie. Telefon nie ustępował, nadal dzwonił jak opętany. Wzięłam go do ręki, a on po chwili zaliczył bliskie spotkanie z podłogą. Marzyłam tylko o gorącej herbacie, opatuleniu się ciepłym kocem i zapomnieniu o całym świecie.

- Nie oszukuj. - Mario spojrzał na mnie i syknął parę słów w moją stronę. Odburknęłam mu coś pod nosem i spojrzałam na swoje karty. Wzrokiem szukałam Matsa, który zrezygnował z gry z nami i grzecznie czekał na wszystkich na kanapie. Spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Nie idzie ci Goetze. - zaśmiałam się chłopakowi w oczy i upiłam trochę piwa, które stało przede mną. Mario starał się i to bardzo, lecz cóż brak talentu do oszukiwania sprawdził się i dziś. - Przegrałeś! Ha! - wyłożyłam swoje karty i zgarnęłam całą pulę nagrody. Nie była to kupa forsy, a parę euro, dwa lizaki i chyba 3 batony. Mario i Marco stali w kącie i coś bardzo głośno omawiali, reszta siedziała nadal przy stole i dzieliła się moją wygraną, a ja podeszłam do Matsa. Z nóg zsunęłam wysokie, czarne szpilki, poprawiłam włosy i po chwili wtuliłam się w mężczyznę. Był niepoprawnie spokojny od samego rana. Uśmiechał się lekko, ręką gładził moje plecy, a jego wzrok skupiony był na dużym lustrze przed nami. Większość ludzi, którzy znajdowali się w tym samym pomieszczeniu co my z osłupieniem się na nas patrzyła, a my oboje uśmiechnięci siedzieliśmy i trwaliśmy w czymś bliżej nieokreślonym. Odcięłam się od wszystkiego, nie reagowałam na żadne zewnętrzne bodźce, ktoś właśnie opuszczał mieszkanie, po chwili ktoś kolejny, siedzieliśmy u Reusa, pewnie zaraz nas wygoni. Przed oczami przemknęła mi jakaś postać, podeszła ona do stojącego przy ścianie odtwarzacza i zapuściła jakiś smętny kawałek, który nawet teraz mi się spodobał. Kolejna osoba stała przy włączniku światła i bawiła się nim, regulowała światło, aż w końcu stworzyła idealny nastrój. Przyciemniony pokój, powolna, romantyczna muzyka. Nienawidzę takiej atmosfery, ale czasami nawet i ja pękam. Brakuje tu tylko butelki z winem i paczki fajek. Coraz mocniej wtulam się w Matsa i czuję jak moje powieki mimowolnie się zamykają. Czuję się bezpiecznie, chciałabym zostać w tym uścisku do końca i jeden dzień dłużej.

Czasami wydaje mi się, że nic nie ma sensu. Udawanie nie ma sensu, trwanie w tym nie ma sensu, sensu nie widzę również w siedzeniu dziś w domu, oraz w ścieraniu rozlanej przed chwilą herbaty. Nic nie ma sensu i nagle rozbrzmiewa dzwonek do drzwi. Z niechęcią kieruję się w ich stronę, na chwilę staję przed lustrem i przeglądam się w nim. Na twarz narzucam wymuszony uśmiech i udaję, że wcale nie przeprowadzam w głowie jednej z najtrudniejszych rozmów ze samą sobą. Otwieram drzwi, brzydkie drzwi, monotonne. Wszystkie mieszkania w tym kompleksie mają takie drzwi. Od progu uśmiechem wita mnie Daniel, zapomniałam, to dziś wracał z tej kolejnej ważnej delegacji. Jest ubrany w garnitur, ma na sobie również czarny płaszcz oraz ten genialny krawat, który podkreśla kolor jego oczu. Wprost wbiega on z zadowoleniem do naszego mieszkania i od razu delikatnie, lecz na tyle mocno, że mam trudności ze złapaniem oddechu, przytula mnie. Zatapiam się w jego ramionach i kolejny raz towarzyszy mi to cholerne uczucie. Czuję się źle, ale i dobrze. Źle ponieważ go okłamuję, dobrze bo w końcu ze mną jest. Źle bo trwam w czymś nieznanym dla każdego z Matsem, dobrze bo on przynajmniej jest ze mną gdy go potrzebuję. Jedna samotna łza spływa po moim policzku, a ja jeszcze mocniej wtulam się w mężczyznę i zaciągam się zapachem jego perfum. Zapachem, którym wypełniona jest jego ulubiona poduszka na kanapie, na której zawsze zastaję go śpiącego gdy wracam wieczorem z pracy, a on jakimś cudem nie musiał wyjechać. Przepełniona nim również jest lewa strona naszego łóżka, jego szafa wprost krzyczy tym zapachem.
- Kocham cię. - cichutko szepcze mi do ucha, słyszę szczere kocham cię, ja bełkoczę tylko coś podobnego pod nosem. Pewnie się boję, pewnie się wstydzę, pewnie nie jestem upoważniona do wypowiedzenia tych słów. Wyswobadzam się z jego uścisku i daję mu czas na odpoczynek, sama wracam do wycierania tej cholernej herbaty. Prawdopodobnie na naszych panelach zostanie ślad, Danielowi się nie spodoba. Popadam w szczegóły, martwię się rzeczami, którymi jeszcze parę miesięcy temu nie zaprzątałabym sobie głowy. Brunet wychodzi z łazienki i na chwilę znika za drzwiami naszej sypialni. Stoję oparta o ścianę, moje ręce ogrzewa kubek, z kolejną już, tego dnia herbatą. Nadal jestem zasępiona, nadal jestem na wszystkich obrażona, nadal nic według mnie nie ma sensu. I nagle przełom. Białe drzwi otwierają się, a wychodzi z nich on. Mój stary Daniel, taki w jakim się zakochałam. Daniel w starych dresach, Daniel w jakiejś starej bluzie, którą wprost kocham w zimowe wieczory zakładać na swoje ramiona i cieszyć się jej ciepłem, jest w bluzie, która przesiąknięta jest zapachem jego obłędnych perfum. Stwierdziliśmy, że wychodzenie z domu tego dnia jest zbędne, zasiedliśmy przed kanapą, z paczką cukierków, które chłopak przywiózł z Norwegii i zaczęliśmy rozmawiać. Rozmawiać tak szczerze, tak od serca, ale nie pękłam, nie przyznałam się, a on chyba coś podejrzewa. Słońce delikatnie zachodziło nad Dortmundem, tworząc na niebie mocno pomarańczową, lekko przeradzającą się w czerwony, poświatę. Siedzieliśmy na podłodze przy oknie i wpatrywaliśmy się wspólnie w to było przed nami, obok nas leżał stos papierków po cukierkach, rozlany był również sok jabłkowy, a w innej części pokoju porozrzucane zdjęcia. Ot nam się na wspominki zechciało. Oparłam swoją głowę na jego ramieniu, jego ręka oplatała mnie w talii. Prawdopodobnie właśnie w tym momencie dostrzegłam czego mi tak naprawdę trzeba, dostrzegłam to do czego potrzebny mi był Mats, by szczerze przejrzeć na oczy i zauważyć co tak naprawdę jest ważne i dobre dla mnie. Z laptopa, który postawiony był na podłodze koło nas, cichutko sączyła się piosenka, a ja wspólnie z Rihanną wypowiadałam  jej słowa, skierowane do niego, by w końcu zauważył, że nie potrafię bez niego żyć.

Nie jestem zbyt pewna co czuć na ten temat
To coś w sposobie w jaki się poruszasz
Sprawia, że nie potrafię żyć bez ciebie
I to pochłania mnie całą
Chcę żebyś został. 


Leżymy wspólnie na łóżku, moja głowa spoczywa na jego klatce piersiowej i unosi z jego każdym oddechem. Jego palce błądzą gdzieś wśród moich włosów, spoglądam na niego, a na jego twarz wkrada się mały uśmiech.
- Jesteś inna. - wypowiada cichutko jakby bał się, że go usłyszę. - Nie jesteś sobą od dłuższego czasu. - siadam koło niego i z nerwów bawię się kołdrą, którą jesteśmy przykryci.
- Ja po prostu nie potrafię tak żyć, związałam się z kimś nie wiem po co, a nie jednak wiem, chciałam mieć kogoś kto by zawsze ze mną był, kto by mnie przytulał gdy będzie mi źle, kogoś kto opieprzyłby mnie gdybym wyszła w wielki wiatr bez beznadziejnego szalika na szyi, kogoś z kim mogłabym obejrzeć jakiś denny serial, kogoś z kim chodziłabym na imprezy, kogoś kto kupowałby mi czekoladę wiedząc, że tylko ona poprawia mi humor. Chciałam mieć ciebie, a że ciebie nie było, chciałam mieć twoją kopię, ale jego nie pokochałam, on uświadomił mi tylko jak bardzo kocham ciebie. - zakończyłam mój monolog i poczułam się jak bezuczuciowy potwór, który skrzywdził kogoś podwójnie. Poczułam się niezręcznie, ta cisza była niezręczna. On nadal wpatrywał się w jeden punkt przed sobą. Złapał mnie za rękę i cicho wyszeptał parę słów do ucha. Mówił, że on też nie był w porządku wobec mnie, powiedział, że chce żeby to się zmieniło, powiedział, że chce o tym zapomnieć, ja też chcę o tym zapomnieć.

- Spotkamy się dziś? - byłam zdenerwowana, słowa wypowiadałam za szybko, źle składałam zdania. Przytaknął mi, zaproponował park i jedną z ławek, na której często siadaliśmy. Usiadłam na kanapie obok Daniela i powiedziałam co zamierzam dziś zrobić. Chyba nadal nie dowierzał w to co zrobiłam, a pewnie również obwiniał się za to. Był zadowolony, zaproponował, że pójdzie ze mną, pokręci się po parku i później wspólnie gdzieś pójdziemy. Odmówiłam, chciałam iść sama, chciałam sama na spokojnie porozmawiać z Matsem, chciałam później wrócić do domu i zastać tam Daniela, przygotowującego nam jedzenie. Ubrana i z przygotowanym tekstem w głowie opuściłam nasze mieszkanie. Spacer w stronę parku minął spokojnie, padał lekki deszcz, ale w gruncie rzeczy było przyjemnie. Usiadłam na wyznaczonej ławce i czekałam. Przyszedł, przytulił mnie i zapytał się co tam u mnie.
- Wrócił. - wypowiedziałam trzymając w dłoniach kamyk i przewracając go ze zdenerwowania. - Powiedziałam mu. - przeniosłam wzrok na niego.Uśmiechnął się, był zadowolony. - Chyba dostrzegłam to, ze to jego kocham prawdziwą miłością.
- Czyli, że zrobiłem swoje? To dobrze. - wstał z ławki i stanął przede mną. - O to mi chodziło. Wykonałem to co do mnie należało, a więc żegnaj Ann. - I na tym zakończyła się nasza znajomość. Mats odszedł długą ścieżką i zniknął za rogiem, zniknął z mojego życia.

----------
Nie skomentuję tego. Miało wyjść lepiej, miało. Wyszło tandetnie, ale i tak nikt tego nie czyta. uff. 
Miał to być jednopart o Matsie Hummelsie, wyszło, że Mats tu mało. 
Przepraszam za wszystkie błędy ; @_mon_amour_ 

1 komentarz: