sobota, 3 listopada 2012

Wszyscy spoglądali na mnie, patrzyli się jakbym była ubrana w jakąś nienaturalnie drogą sukienkę, a byłam tylko w twojej starej poplamionej bluzie, krępowało mnie to. Podeszłam do zlewu, nalałam wody do czajnika. O Boże dlaczego kuchnia u Svena nie jest osobnym pomieszczeniem, tylko musi być połączona z salonem? Chociaż byłam od nich odwrócona, czułam ich wzrok na mojej osobie, analizowali mój każdy ruch. Do cholery, co aż tak ciekawego jest w robieniu herbaty? - Żurawinowa. - usłyszałam twój głos przy moim uchu. - Zbliża się zima, a tą porą roku pijasz herbatę żurawinową. - byłeś niepewny, lekko musnąłeś moją rękę. Jakbyś bał się mnie dotknąć. - Żurawinowa jest tam. - stałeś za mną i instruowałeś mnie ręką gdzie mam sięgnąć. Czas się zatrzymał, teraz liczyliśmy się tylko my. Teraz jest dobrze, ale czeka nas rozmowa. Zamiast się do nich dosiąść idę w stronę swojego tymczasowego pokoju, siadam na łóżku, zapalam lampkę, która stoi na stoliku przy nim, lekko oświetla pokój, ręką sięgam do walizki, wyjmuję z niej kosmetyczkę, czas zmyć róż z moich paznokci. Starannie zmywam resztki lakieru, czuję, ze łóżko delikatnie się ugina, nie spoglądam w stronę osoby siedzącej koło mnie, wiem, że to ty. Łapiesz mnie w pasie, zabierasz kosmyki moich włosów za ucho, składasz jeden pocałunek na szyi. Zachowujesz się jakby nic się nie stało, a stało i to wiele. - Tęskniłem. - szepczesz do mnie. - Miałem przeczucie, że gdzieś tu jesteś. Widziałem dziś nawet w parku dziewczynę, podobną do ciebie. - zaśmiałeś się. - Gdzie byłaś? Cały czas w Niemczech? - Wstydzę się. Wstydzę się ci cokolwiek powiedzieć, wstydzę się ci powiedzieć, że prawie zapiłam się na śmierć, wstydzę się tego, że was zostawiłam, że wyjechałam bez słowa, że wyjechałam na tak długo. Chcę mi się płakać, łzy cisnął mi się do oczu, lecz tego nie robię, o nie, nie wezmę cię na litość. Czas na wyjaśnienia, prawda? - Byłam w Stanach, w Dallas. - mówię cicho. - Moje życie koncentrowało się głównie na piciu. - tym razem ja się śmieję, śmieję z mojej głupoty. - Nawet wylądowałam w szpitalu.
- Nie masz się czym chwalić. - twoje zachowanie obróciło się o 360 stopni, jesteś chłodny, opryskliwy.
- Zastanawia mnie jedno. - przerywasz na chwilę i spoglądasz w stronę okna. - Dlaczego go zostawiłaś? Dlaczego wyjechałaś bez słowa.
- Bałam się. - mamroczę pod nosem. Śmiejesz się, śmiejesz się w głos. - Bałam się, że nie dam sobie rady.
- Rozbawiłaś mnie tym, wiesz ja jakoś musiałem sobie dać radę. - wstajesz szybko z łóżka, wychodzisz, prawie trzaskasz drzwiami. Co ja sobie wyobrażałam? Że wrócę tutaj, a ty rzucisz mi się w ramiona? Nie było mnie tyle czasu, nie dawałam o sobie jakiegokolwiek znaku. Nie jestem na ciebie zła. Układam się na łóżku w pozycję embrionalną, łzy spływają po moich policzkach, to boli, boli mnie serce, boli mnie przeszłość. Na szafeczce przy łóżku coś miga, to mój telefon, spoglądam na niego, widzę twoją uśmiechniętą twarz, czytam co napisałeś Do cholery, cały czas będziesz użalała się nad sobą, będziesz jakimś wrakiem emocjonalnym, niezdatnym do życia, czy weźmiesz się w garść i stawisz czoła wszystkiemu? Jutro 15. w moim domu. Przyjdź, a zobaczymy czy nadal jest jeszcze dawna Alice. Odkładam telefon w jego miejsce, zakrywam się kołdrą po same uszy, boję się, boję się zderzenia z rzeczywistością.
Rano wstaję, wychodzę na balkon, zapalam papierosa, głos w mojej głowie mówi skończ z tym świństwem, lecz drugi krzycz, krzyczy, on nie mówi on krzyczy, domaga się kolejnej dawki nikotyny. Biorę szybki prysznic, biorę pierwsze lepsze spodnie i jakąś podartą koszulkę, robię lekki makijaż, moje brązowe włosy, spinam w koka na czubku głowy, na ramiona zarzucam twoją starą bluzę. Idę w stronę kuchni, mam szczęście Lena i Sven jeszcze nie wstali, szukam jakiegoś mazaka, jakiejś kartki, chwila bazgrania i wszystko gotowe Dzięki za przenocowanie, odwdzięczę się. Alice. Otwieram drzwi szybko zbiegam ze schodów, wsiadam do autobusu, który ma zawieźć mnie pod moje stare mieszkanie. Dobrze, ze go nie sprzedałam, ani nie wynajęłam. Dziękuję Bogu w myślach, za to, że chociaż raz posłuchałam się Mario i zrobiłam tak jak radził. Byliśmy w dziwnym związku, dużo kłótni, dużo łez, dużo nieprzespanych nocy, rano się kłóciliśmy, wieczorem odzywaliśmy jakby nic nigdy się nie stało,  gdy byłam zła wiedziałeś jak mnie uspokoić, wiedziałeś, że głos Alexa Turnera działa na mnie kojąco, nie słuchałam się ciebie, nie obchodziło mnie czy dobrze mi radzisz czy nie i tak postawiłam na swoim. Teraz stałam na zakurzonej podłodze i wpatrywałam się w ścianę pokrytą zdjęciami. Podeszłam bliżej niej - Pieprzona niespełniona pani dekorator. - wystrój mieszkania był ładny, nowoczesny, lecz z nutą starych zasad. Usiadłam na zakurzonej kanapie, było magicznie, słonce lekko wpadało przez do połowy zasunięte żaluzje, na środku pokoju stała wyżej wspomniana kanapa, gdy tylko ugięła się pod moim ciężarem, cały kurz uniósł się w powietrze, mienił się on teraz w słońcu i lekko odchodził w stronę regału ze starymi książkami. Byłam osobą kochającą czytać, a w szczególności książki dotykające ludzi, dotykające ich wewnętrznych przeżyć. Co druga książka była albo o narkomanach, albo o mordercach, albo o kobietach, na których doświadczono gwałtu. Chciałam zgłębić jak największą wiedzę na ten temat, lecz w ciągu mojego pobytu w Dallas udało mi się zasmakować prawie wszystkiego. Spojrzałam na stary zegar, który wisiał obok regału z książkami, 13, mam czas. Postanowiłam tam pójść, Mario może zrobić ze mną wszystko, może zmieszać mnie z błotem, może nagadać coś matce, lecz nie on taki nie jest, w samotności się na mnie wydrze, a na światło dzienne wyjdzie w końcu to co leży jego matce na sercu. Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi, tak cholernie go nienawidzę, raz chcą zmienić tą cholerną melodię, wyłączyłam prąd w całej kamienicy, oczywiście Mario miał lepszy pomysł, lecz ja nie zrobiłam tak jak chciał, za to mi brak prądu kompletnie nie przeszkadzał, zapaliłam sobie świeczkę, do ręki wzięłam książę o seryjnym mordercy i zagłębiłam się w świat irracjonalnych przeżyć człowieka, który zabił całą swoją rodzinę. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam stał tam Marco. Nie, nie, nie byłam przygotowana dziś tylko na jedną rozmowę, a wiem, że on mnie wykończy. Nie bawiąc się w zapraszanie do środka, ani o jakiekolwiek cześć, przeszedł do sedna sprawy - Co ci strzeliło do tego pustego łba, żeby tu wracać? Już się wszystko prostowało, ale nie nagle ty sobie o nich przypomniałaś. Pieprzona egoistka, było ci źle i wracasz nagle, może czekasz na owacje na stojąco? - Bolały mnie jego słowa, lecz prawda boli. Zawsze, prawda boli. - Mogłaś tam zostać i zapić się na śmierć, nikomu by nie było szkoda. Po cholere wyjeżdżałaś?
- Bo się bałam. - wrzasnęłam w jego stronę, byłam nerwowa, wszyscy to wiedzieli.
- Bałaś? - zaśmiał się. - O kurwa bałaś się. Trzeba było zostać, on by ci pomógł. Było by lepiej.
- Skąd ty kurwa wiesz co jest dla mnie lepsze? Jesteś mną, żyjesz w mojej podświadomości?
- Ale mi nie chodzi o ciebie. Było by lepiej dla Mario.
- Czego tak sądzisz? - podeszłam bliżej chłopaka. - Spędziłeś z nim tyle czasu co ja, znasz go dokładnie, kochasz go tak jak ja? - Odwrócił się w stronę okna i patrzył na panoramę Dortmundu.
- Tak, tak kocham go tak jak ty. - zamarłam. W jednej chwili zamarłam. Właśnie jeden z moich przyjaciół powiedział mi, ze jest zakochany z moim narzeczonym.
Stałam pod domem Mario i bałam się nacisnąć przycisk domofonu. Trzy, dwa, raz. Odliczam. - Jesteś pieprzonym tchórzem Alice, wiesz? - mówię do siebie i dzwonie.

Nie wińcie za Gotzeusa, nie będzie go obiecuję. To tylko moja niewyżyta wyobraźnia. 

2 komentarze:

  1. ale co ? o.o że niby Marco kocha Mario w ... TAKI sposób ? nie ! Mario ma do niej wrócić, albo ona ma wrócić do niego, sama nie wiem, maja być razem !
    rozdział przezajebisty, czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na kolejny! ;o

    OdpowiedzUsuń